Nadopiekuńczy rodzice a samoocena dziecka
Jestem matką dwóch synów, a zawodowo także dużo pracuję z dziećmi. Zawsze było dla mnie ważne, żeby pokazywać im moją akceptację dla różnych doświadczeń, na przykład kiedy któryś z nich się skaleczył i płakał. Pocieszeniem był zawsze plaster i pozwolenie na płacz.
Często obserwuję, że dzieci najpierw sprawdzają, jaka jest reakcja rodzica, czy rodzic się boi, co myśli, a potem same dopiero podejmują działanie. Tak jakby najpierw chciały wiedzieć, jak rodzic postępuje w podobnych sytuacjach. Natomiast wielu rodziców tak szybko zaczyna pocieszać dziecko, że nie ma ono nawet czasu, żeby coś naprawdę przeżyć. Wydaje mi się, że stają się one przez to tylko bardziej bezradne.
Przykład
Kilka lat temu poprosiłam pewną nadopiekuńczą matkę, żeby przestała mówić swojemu dziecko, że wszystko jest niebezpieczne, na przykład wchodzenie na drzewo albo szybkie bieganie. Sama nie potrafię wyobrazić sobie, że moje dziecko miałoby żyć w świecie, w którym ciągle ktoś je pilnuje, żeby nie zrobiło sobie krzywdy. No, ale ja jestem starsza i wychowałam już czwórkę dzieci.
Gazety ciągle opowiadają o wypadkach i różnych strasznych wydarzeniach z udziałem dzieci. Nic więc dziwnego, że wielu rodziców się boi. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że dziecko jest w stanie poważnie się zranić, ale nie mogę przecież za każdym razem decydować, z czym jest w stanie dać sobie radę, a z czym jeszcze nie. Nie mogę stale za nim biegać i usuwać mu z drogi wszystkie zagrożenia. Jestem pewna, że dzieci same dobrze czują, czy mogą sprostać jakiemuś zadaniu, czy nie.
Co Pan o tym myśli?
Odpowiedź Jespera Juula
Bardzo dziękuję za Pani list! W istocie, nie jesteśmy w stanie usunąć całego cierpienia i bólu z życia naszych dzieci ani nawet nie powinniśmy tego robić. Troska o dzieci powinna przyjąć wyważoną formę miłości i opieki.
Ma Pani rację, że dzieci do około czterech lat współdziałają z reakcjami i uczuciami rodziców. Obserwują ich i reagują podobnie. Na przykład, gdy rozpędzone dziecko z kimś się zderzy, a rodzic zareaguje po prostu suchym i dodającym otuchy komentarzem, dziecko szybko się otrzepie i znowu jest okay.
Jeśli zaś dorośli reagują oburzeniem, lękiem lub nadmierną troską, dzieci zaczynają płakać. Pamiętam pewną ośmioletnią dziewczynkę, która w czasie szkolnej wycieczki nad morze stała bezradnie na plaży i patrzyła się, jak inne dzieci wskakują do wody. Zapytaliśmy ją, czy boi się wody, na co odpowiedziała: „Nie, ale myślę o tym, co powiedziałaby moja mama”. Dlatego właśnie stała troska i nadmierny lęk o dziecko jest dla niego jak trucizna. Zatruwa jego pewność siebie i poczucie własnej wartości.
Nadmierna troska o bezpieczeństwo dziecka
Kaski rowerowe albo siatki zabezpieczające trampolinę są rozsądnym środkiem bezpieczeństwa, który ma zapobiec poważniejszym kontuzjom głowy czy kręgosłupa, ale trzydziestocentymetrowe gumowe podłoże na placu zabaw służy chyba tylko spokojowi rodziców i różnych instytucji. To wyraz obecnej w naszej kulturze tendencji, żeby myśleć, że życie może upłynąć bez bólu. Odbiera to naszym dzieciom możliwość uczenia się na własnym, czasem zaskakującym doświadczeniu ‒ i nauczenia się, jak zmagać się z trudnościami (często bolesnymi), i jak przewidywać następstwa swoich działań.
Ten trend nie ma nic wspólnego z tym, co naprawdę jest dobre i zdrowe dla naszych dzieci. To wyraz narcyzmu dorosłych, którzy w ten sposób dbają o swój obraz jako dobrych i troskliwych rodziców. To naprawdę smutne, że dziecięca radość i entuzjazm z eksperymentowania zostają wyparte przez troskę i lęki rodziców.
Dzieci są, jak wiadomo, bardzo różne. Niektóre wydają się bardziej przezorne niemal od urodzenia i analizują uważnie swoje otoczenie, inne zaś prą do przodu bez względu na wszystko i tylko własne doświadczenie może je czegoś nauczyć. To ekstrema, ale dzieci są takie, jakie są, i rodzice nie mogą sobie życzyć, żeby były inne. Dlatego ważne jest, aby dorośli mieli świadomość, jak mogą wspierać w rozwoju dane konkretne dziecko.
Nikt nie jest w stanie podać dokładnej odpowiedzi, kiedy rodzic powinien wkraczać z interwencją. Ale jedna rzecz jest zawsze ważna ‒ mianowicie, żeby zapytać samego siebie: „Czy robię to, bo chcę pomóc swojemu dziecku, czy też chodzi mi jedynie o to, żeby uspokoić samego (samą) siebie?”.
Nasze książki dla rodziców o wychowaniu
Kliknij na okładkę książki,
- przeczytaj opis książki, opinie, fragmenty, cytaty i spis treści,
- książki są dostępne jako e-booki (również PDF) oraz w wersji papierowej.
Polecamy również inne artykuły Jespera Juula
- Dzieci potrzebują rodziców, którzy potrafią zadbać o siebie
- Dzieci muszą się czasem ponudzić! Co robić, gdy dziecko się nudzi?
* Tytuł i śródtytuły pochodzą od Redakcji.