Silne i asertywne dzieci rzadziej padają ofiarą nadużyć. Ale czy wewnętrzna siła i pewność siebie są rzeczywiście celem naszych zabiegów wychowawczych? Doświadczenie pokazuje, że wolimy raczej mieć dzieci grzeczne i uległe.
Dostaję coraz więcej listów od zaniepokojonych rodziców i dziadków na temat zagrożeń, jakie czyhają na nasze dzieci w tym wielkim, złym świecie. Ten sam wyraz troski odnajduję także na twarzy wielu znanych mi profesjonalistów. Wszystkie ich pytania sprowadzają się do jednej rzeczy: jak możemy zapobiec tym licznym złym rzeczom?
Chęć ochronienia naszych dzieci i nastolatków przed wszystkimi niebezpiecznymi rzeczami jest częścią naszej tradycji pedagogicznej. Te niebezpieczne, złe rzeczy to w istocie wszystko to, co jest normalnie używane, konsumowane i nadużywane przez dorosłych, takie jak alkohol, seks czy środki odurzające. I statystyka mówi, że to dorosła część społeczeństwa ma dużo poważniejsze problemy z tymi używkami niż młodzież. Niestety trzeba powiedzieć, że z tego powodu stanowi dla tej młodzieży raczej słaby przykład do naśladowania. Całe społeczeństwo płaci za niezdrowy tryb życia dużej części osób dorosłych.
Jednak niechętnie mówi się o tych sprawach w mediach i niech Bóg broni, gdyby ktoś chciał prowadzić jakieś działania prewencyjne dla trzydziesto- czy czterdziestolatków. Nie wolno przecież naruszać prywatnej sfery osób dorosłych! Z dziećmi i nastolatkami to co innego! „Przecież dzieci potrzebują naszego przewodnictwa — brzmi argumentacja. — Robimy to dla ich dobra”.
A jednak im więcej rodziców i w ogóle dorosłych zadręcza się obawami, lękami i czarnymi perspektywami stojącymi przed dziećmi, tym mniej dzieci i młodzieży rozwinie kompetencje, poczucie własnej wartości i pewność siebie, potrzebne do radzenia sobie z przeciwnościami życia. Dzisiaj już dokładnie wiemy, jak muszą wyglądać relacje rodziców, nauczycieli i wychowawców z dziećmi, żeby dzieci mogły rozwijać swoje silne strony, wypracować odpowiedzialność i poznawać swoje granice.
Pytanie tylko brzmi, czy naprawdę chcemy silnych, autentycznych i pewnych siebie dzieci? Może jednak wolimy dzieci układne, grzeczne i łatwo się dopasowujące? A może wcale nie musi być sprzeczności między tymi cechami? Czy silne dzieci nie mogą być jednocześnie miłe?
Wszystko, co przeżyłem w ciągu ostatnich czterdziestu lat mojej pracy z dziećmi, mówi mi, że takie przeciwieństwo nie jest prawem natury. Silne, prawdziwe indywidualności — zarówno dorośli, jak i dzieci — potrafią być wspaniałomyślne, społeczne i przyjazne. Jedyna różnica polega na tym, że tacy ludzie potrafią wybierać, kiedy i gdzie chcą być mili, a kiedy nie — i nie czują się zmuszeni przez konwenanse, dzięki czemu lepiej radzą sobie w relacjach i jako jednostki. I co nie mniej ważne, rzadziej ulegają nadużyciom ze strony innych ludzi, rzadziej popadają w nałogi, alkohol, narkotyki, zachowania hazardowe, zakupoholizm czy i w jakiekolwiek inne zachowania autodestrukcyjne.
Jakie są zatem nasze idee, jeśli chodzi o wzmocnienie duchowego i społecznego systemu immunologicznego dzieci i ich kompetencji życiowych? Otóż chcemy, aby były przyjazne, miłe, posłuszne, społeczne i miały wielu przyjaciół (którzy także będą mili i posłuszni!); do tego powinny wiedzieć, czego chcą, ale tylko, pod warunkiem że nam to odpowiada i nie tracimy nad nimi kontroli.
Tymczasem prawda jest taka, że im bardziej próbujemy czemuś zapobiec na drodze naszych zabiegów wychowawczych, tym gorsze będą efekty. Jest tak dlatego, że każde moralizujące wychowanie niesie ze sobą skrajnie destrukcyjny przekaz dla dziecka: „Nie mamy do ciebie zaufania! Nie wierzymy, że możesz wyrosnąć na porządnego człowieka bez naszych ciągłych rad i napomnień”. Nie ma nic bardziej niszczącego dla poczucia własnej wartości dziecka.
Prawdziwa prewencja polega na zdolności dorosłych do dostrzegania dzieci takimi, jakie są, umiejętności cierpliwego czekania i przyglądania się ich rozwojowi, na zaufaniu do ich kompetencji oraz wierze w to, że zawsze chcą tego, co najlepsze, i że będą miały dobre życie jako dorośli — na swój własny sposób i w swoim własnym tempie.
W ten sposób dorośli mogą zaoszczędzić trochę czasu, żeby wreszcie zająć się własnym zachowaniem i własnym życiem.