Wywiad z Helle Jensen, duńską terapeutką, współautorką książki „Kompetencje relacyjne w edukacji”
Badania pokazują, że w niektórych krajach europejskich nawet co piąty nauczyciel opuszcza zawód w pierwszych czterech latach pracy. Z czego to wynika?
Nie mogę powiedzieć z pewnością, czy rzeczywiście ten odsetek jest aż tak duży, jednak w mojej praktyce zawodowej zauważam wysoki poziom frustracji, który kumuluje się w życiu zawodowym wielu nauczycieli.
Jak to Pani interpretuje?
Wiele nauczycielek i nauczycieli donosi dziś o dużym stresie i wypaleniu zawodowym. Nie skupiają się na sobie, lecz kierują całą energię na zewnątrz: na to, żeby w klasie panował spokój, aby wszystkie dzieci, także te ze szczególnymi potrzebami, mogły nadążać za lekcją. Wymagają dyscypliny i posłuszeństwa, stosując przy tym środki i metody, które poznali w swoim własnym wychowaniu od rodziców i nauczycieli. Jednak dzisiaj to już nie działa.
Dlaczego to nie działa?
Ponieważ nie ma już autorytetu nauczyciela. Dzieci nie podążają za osobą jedynie dlatego, że jest ich nauczycielem. Społeczny i poznawczy rozwój dziecka zachodzi w relacjach. Dlatego nauczyciel musi być w dobrej relacji z dzieckiem, musi wykazywać empatię, rozumieć, jak się ono czuje i czego potrzebuje.
Czy wtedy dziecko będzie za nim podążać?
Tak, wtedy nauczyciel tworzy sytuację, w której dziecko może odpowiedzieć na jego oczekiwania.
Jak nauczyciele mogą budować taką relację?
Nauczyciele muszą najpierw być świadomi, że ponoszą odpowiedzialność za relację z danym uczniem. Jako dorośli i ze względu na swoją pozycję w szkole mają więcej władzy niż dzieci i młodzież. Jednak niektórym może być trudno naprawdę podjąć tę odpowiedzialność. Duża część nauczycieli czuje się bezradna i obwinia dzieci, gdy atmosfera w klasie jest zła lub występują konflikty.
Co radzi Pani robić w takich przypadkach?
Często widać, jak nauczyciel traci równowagę w sytuacjach konfliktowych, oddycha nierówno, ma niestabilną postawę. Traci kontakt ze sobą. Kiedy nauczyciel wraca do równowagi, dziecko także zachowuje się inaczej.
Czy mogłaby Pani podać jakiś przykład z własnej praktyki?
Oto chłopiec z piątej klasy. Jego nauczycielka zaplanowała pracę grupową, ale wie, że uczeń ma trudności z tą formą nauczania. Dlatego przydzieliła go do grupy dziewcząt, z myślą, że chłopiec lepiej się z nimi dogada. Ale plan nauczycielki nie wypalił. Uczeń ciągle wstaje, ostrzy ołówek, sięga po coś do picia. Nauczycielka wielokrotnie prosi go, aby zaczął robić zadanie. Wtedy chłopiec kieruje się w stronę drzwi, mówiąc, że musi skorzystać z WC. „Nie! — odpowiada nauczycielka — lekcja kończy się za trzy minuty, możesz poczekać”. Wtedy chłopca ogarnia panika, chwyta nauczycielkę za ramiona, odsuwa ją na bok i wychodzi z klasy.
Czy później rozmawiała Pani z tą nauczycielką?
Tak, była zdezorientowana, czuła się złą nauczycielką, jej autorytet został podważony. Chciała się ode mnie dowiedzieć, jak mogłaby inaczej rozwiązywać takie sytuacje w przyszłości.
Jak to robić?
Najpierw musiałam się dowiedzieć, jak sama odebrała tę sytuację. Często patrzymy tylko na dziecko i na to, co ono zrobiło, jak się zachowało, czego ono potrzebuje. Ale ja najpierw rozmawiam o dorosłej osobie i jej uczuciach.
Słuchasz więc nauczycielki…
I widzę ją w trudnej sytuacji, wykazuję empatię. Dzięki temu w niej może pojawić się wewnętrzny spokój. Została dostrzeżona przez kogoś, a to każdemu dobrze robi! Dopiero wtedy może ona rozpoznać i nazwać sytuację chłopca. Zaczyna rozumieć, że wszystko, co zrobił ꟷ bieganie, ostrzenie ołówka ꟷ służyło tylko temu, aby uspokoić wewnętrzne napięcie. Widzi także, że postawiła go swoim zachowaniem pod presją. Większość nauczycieli bardzo dobrze rozumie sytuację dziecka, ale dziecko rzadko ma okazję to poczuć, ponieważ dostaje tylko uwagę: „Teraz wreszcie zacznij pracować”.
Jak nauczycielka mogła wykazać więcej empatii wobec ucznia?
Pytając go: Jak mogę cię wspomóc? Czego potrzebujesz? Oczywiście, chłopiec nie odpowiedziałby na te pytania, ale w ten sposób jego uwaga zostałaby skierowana do wewnątrz. Nie da się dotrzeć do dziecka, jeśli nie jest ono zrelaksowane. Gdy jest niespokojne lub przestraszone, nauczycielka czy nauczyciel musi umieć to rozpoznać. Chodzi o stworzenie dobrego środowiska edukacyjnego. Badania pokazały, że dobre środowisko edukacyjne zależy w dużej mierze od tego, czy nauczycielowi udaje się zbudować dobre relacje z uczniami, oparte na tolerancji, szacunku, zainteresowaniu i empatii.
To nie jest łatwe zadanie z dwudziestką czy dwudziestką piątką dzieci w klasie, z których co najmniej pięcioro ma szczególne potrzeby.
Nie umiem odpowiedzieć, skąd brać nowych nauczycieli. Ale wiem, że każdy nauczyciel czy nauczycielka posiada w sobie o wiele więcej zasobów, niż wykorzystuje w klasie. Jeśli nauczyciel wie, jak poradzić sobie z tymi pięcioma niespokojnymi dziećmi, to już dużo. I to jest coś, czego można się nauczyć. Dwadzieścia lat temu uważano, że umiejętność zdobycia szacunku u uczniów to wrodzona zdolność, ale dziś wiemy, że prawie każdy może się tego nauczyć.
Jak to się robi?
Poprzez odkrycie swojego naturalnego autorytetu lub autentyczności. Każdy człowiek nosi to w sobie. Trzeba wsłuchać się w siebie i rozpoznać własne potrzeby, a następnie nauczyć się wyrażać je w klarowny i prawdziwy sposób. Kiedy nauczyciel znajduje się pod presją, działa szybko w afekcie i mówi lub robi rzeczy, które tylko pogarszają sytuację. To ludzkie. Ale gdy jesteśmy skontaktowani z samym sobą, lepiej udaje się nawiązywać konstruktywne relacje. To dotyczy także rodziców.
Ale w sytuacjach stresowych łatwo stracić spokój. Robimy się niecierpliwi, podnosimy głos, choć w zasadzie chcielibyśmy rozmawiać z dziećmi spokojnie. To zazwyczaj dzieje się automatycznie, niestety.
Oczywiście, w sytuacjach stresowych działamy na autopilocie. To całkowicie normalne. Ale można to zmienić, jeśli pracuje się nad tym świadomie. Zawsze chodzi o pozostawanie przy sobie, słuchanie własnych potrzeb i bycie autentycznym. Istnieje wiele technik i metod, żeby się tego nauczyć. Jedną z pewnością znasz: dwukrotny głęboki wdech i wydech oraz chwila oczekiwania, a potem coś innego niż stary, znany wzór.
To takie proste?
Oczywiście, zawsze chodzi o to, aby regularnie obserwować siebie i swoje uczucia, rozmawiać z partnerem, przyjacielem czy też specjalistą o stresujących momentach. To może pomóc. Zawsze można powiedzieć do partnera czy partnerki: „Przepraszam, już nie daję rady, muszę z tobą porozmawiać”.
Tak przy dzieciach?
Tak, można otwarcie rozmawiać przy dzieciach o tym, co się dzieje. Jeśli dziecko słyszy, jak jego rodzice biorą odpowiedzialność za swoje własne uczucia i szukają pomocy w rozmowie, również ono na tym skorzysta. W gruncie rzeczy chodzi o to, aby jako ojciec czy matka nauczyć się, co mogę zrobić, gdy dojdę do swojej granicy wytrzymałości?
Dla dziecka jest niezwykle ważne, aby czuć się wartościowym dla swoich rodziców. Oczywiście, najczęściej jest dla nich nieskończenie wartościowe, ale nie zawsze to czuje. A gdy nie może poczuć się wartościowe, próbuje pozbyć się tego niepokoju.
Jak to się objawia?
Niektóre dzieci stają się głośne, inne się wycofują, jeszcze inne zaczynają dbać o matkę, aby była wesoła. Sposób może być różny, ale dzieci zawsze współdziałają z naszym zachowaniem. Wielu rodziców chce prowadzić harmonijne życie rodzinne, a mimo to odczuwa wewnętrzny niepokój: „Jest już późno, a musimy jeszcze to i tamto zrobić”. Lista rzeczy do zrobienia odbiera nam obecność jako matce lub ojcu. Jesteśmy zajęci tak bardzo, że nie możemy być z naszymi dziećmi.
Jak pomóc dzieciom rozwijać dobre poczucie własnej wartości?
Poprzez ich dostrzeganie. Weźmy na przykład dziecko, które wieczorem nie może się uspokoić, jest głośne, dużo krzyczy. Jaka jest intencja takiego zachowania? Być może chce powiedzieć: „To dla mnie za dużo, mamo”, „Chcę, abyśmy teraz oboje mieli czas tylko dla siebie”, „Nie potrafię sam się uspokoić. Czy możesz mi pomóc?”. Dziecko nie chce zranić swoich rodziców ani rodzeństwa takim zachowaniem, ale nie potrafi swoich uczuć wyrazić słowami. Jeśli w tym momencie jest widziane i zrozumiane przez rodziców, pomoże mu to rozwinąć wewnętrzną siłę i lepiej wyrażać się w takich sytuacjach w przyszłości.
Jak więc rodzice mogą zorganizować ten czas między kolacją a pójściem spać, żeby atmosfera w domu nie była taka napięta?
Rodzice powinni zastanowić się nad zakończeniem swojego dnia, nad przejściem w tryb wyciszenia, który umożliwia wszystkim członkom rodziny uspokojenie się. To może być słuchanie muzyki, wzajemne masowanie się, medytowanie ‒ ale nie jako kolejny punkt na liście rzeczy do zrobienia, tylko jako czas obecności. To coś, za czym dzieci bardzo tęsknią.
Czy zatem winny jest nasz przeładowany grafik zajęć?
Zapewne istnieje związek między obciążeniem rodziców pracą zawodową i domową a stresem u dzieci. Dziś wiele dzieci ma problemy z uwagą. Przyczyny są różne, ale na pewno jednym z powodów jest to, że mamy za mało czasu, aby odpocząć, po prostu spojrzeć w niebo. Wielu rodziców stawia sobie bardzo wysokie wymagania, wszystko musi być doskonałe, a przy tym zapominają o własnych potrzebach. Jeśli matka przyjmuje rolę kelnerki i spełnia każde życzenie dziecka, to nie jest to relacja wysokiej jakości. Dziecko nie widzi wtedy, kim naprawdę jest jego matka.
Więc również w relacji rodzic-dziecko chodzi o autentyczność?
Zdecydowanie tak. Autentyczny rodzic inaczej oddziałuje na swoje dziecko. Ale według moich obserwacji i tak jest dzisiaj znacznie więcej rodziców, którzy rozmawiają z dziećmi w mądry sposób, niż kiedyś. Często to zauważam, gdy wychodzę na plac zabaw z moimi wnukami. Kiedyś było widać wiele smutnych czy zagniewanych dzieci, a dziś jest mniej konfliktów, ponieważ rodzice lepiej radzą sobie z dziećmi. Matki i ojcowie słuchają swoich dzieci bardziej. Oczywiście zawsze zdarzają się konflikty, ale są one rozwiązywane raczej konstruktywnie.