Wydawnictwo MiND » Porady FamilyLab » Czy ustalać z dzieckiem zasady i reguły panujące w domu?

Czy ustalać z dzieckiem zasady i reguły panujące w domu?

Nie tak się umawialiśmy! – to zdanie zna właściwie każde dziecko, bo w różnych odmianach używa go prawie każdy rodzic.

Kiedy nie podoba nam się coś, co robi dziecko albo nie podoba nam się to, że czegoś nie robi, szukamy sposobu na zmianę tej sytuacji. Bardzo częstym wyjściem, które obecnie często wybierają dorośli, jest „zawieranie umów”. Rozmawiamy z dzieckiem o tym, co chcielibyśmy zmienić i „umawiamy się” na pewne ustalenia, których dziecko ma odtąd przestrzegać.

Najczęściej umowy dotyczą korzystania z mediów cyfrowych — uważamy, że dziecko spędza z nimi za dużo czasu, mamy przekonanie, że mu to szkodzi lub po prostu brakuje nam kontaktu z nim, bo całe godziny spędza samotnie w pokoju, postanawiamy więc interweniować.

Jak ustalić z dzieckiem zasady i reguły panujące w domu
Czy ustalać z dzieckiem zasady i reguły panujące w domu? Zdjęcie: Pixabay

Wielu rodziców robi to zgodnie z zaleceniami zawartymi w poradnikach wychowawczych — wybiera spokojny czas domowy, bez pośpiechu, bez zobowiązań i zaprasza dziecko do rozmowy. Dorosły przedstawia swoje racje i swoją propozycję rozwiązania — na przykład grafik korzystania z komputera dla rozrywki (powiedzmy: godzina w dni powszednie i 2,5 godziny w weekendy). Rodzic jest gotowy wysłuchać argumentów dziecka, być może jest nawet skłonny pójść na jakieś ustępstwo, jest też dobrze przygotowany do argumentowania na rzecz swoich rozwiązań. Rozmowy kończą się ugodą — dziecko zgadza się na ustalone warunki. Co dzieje się dalej?

Konfrontacja ustalonych zasad z rzeczywistością

W przypadku dostępu do mediów zazwyczaj już następnego dnia, a najdalej kolejnego, dorosły konfrontuje się z rzeczywistością: dziecko przedłuża czas użytkowania komputera czy tabletu. Upomniane przez rodzica, odpowiada standardowo „już kończę” i gra lub ogląda dalej. To właśnie ten moment, kiedy pada zdanie, od którego zaczynaliśmy: „Nie tak się umawialiśmy” – czasem w wariancie: „Nie dotrzymujesz umowy!”, po czym bardziej poruszeni emocjonalnie rodzice dodają opis tego, jak rzeczywistość wygląda z ich perspektywy — dopiero co się umówiliśmy, sam się na to zgodziłeś / sama się na to zgodziłaś, a niektórzy dodają jeszcze: „nie można ci ufać!”.

To jest dobry moment, żeby się zatrzymać i sprawdzić, co się tu dzieje. Dla dorosłego jest jasne — umówiliśmy się. Ale czy na pewno?

Dlaczego ustalone umowy z dzieckiem nie działają?

Ustalenia w zawartej „umowie” zazwyczaj dotyczą tylko zachowania dziecka, nie rodzica. Kiedy się na coś umawiamy, umowa dotyczy zwykle obu stron — jeśli wszystkie umowy zawierane pomiędzy dorosłymi i dziećmi są jednostronne, czemu nie nazywać ich po prostu nakazami?

Zawierając „umowy” z dzieckiem, pomijamy się bardzo ważny aspekt relacji dorosły — dziecko: strony nie mają równej władzy (a więc i mocy) w rodzinie. To sytuacja analogiczna do takiej, kiedy szef komunikuje nam swoją decyzję o przeniesieniu nas do innego działu, przedstawia racjonalne argumenty stojące za taką decyzją, a na koniec pyta „zgoda?”. „Zgadzamy się”, bo zbyt wiele mamy do stracenia. Dziecko ma znacznie więcej do stracenia w rodzinie niż my w firmie: protestując, odmawiając dostosowania się do reguł rodzica, ryzykuje utratę jego życzliwości i pogorszenie się relacji z nim — najważniejsze rzeczy, jakie może stracić. Nie kalkuluje tego, jednak nieświadomie uwzględnia to ryzyko i „zgadza się” w dobrej wierze. Później przychodzi rzeczywistość…

Do czego rodzicom potrzebne jest ustalanie zasad w domu?

Dlaczego stosujemy „umowy”? Bo chcemy przewodzić rodzinie, okazując szacunek dziecku, bo chcemy, żeby było miło, chcemy podejmować decyzje wspólnie, nie wywierać presji, chcemy też uniknąć konfliktu. Często rodzice mówią o tym, że chcą, żeby dziecko wzięło za siebie odpowiedzialność, tylko że… sami równocześnie zrzekają się odpowiedzialności za swoją decyzję. A przecież to nie dziecko przychodzi do rodzica z kłopotem, prosząc o pomoc, tylko rodzic ma kłopot z tym, że lub jak długo dziecko używa multimediów.

Nie ma nic złego we wprowadzaniu przez dorosłych zasad, jakimi chcą, by kierowała się ich rodzina. Każdy z nas ma jakieś preferencje, wiedzę, jaką w danym momencie dysponujemy, jakieś własne predyspozycje i ograniczenia, które chcemy uwzględnić, funkcjonując w tej wspólnocie. Jeden rodzic uwielbia grać w gry online i uważa ten czas za świetną rozrywkę, inny obawia się wpływu nowoczesnych technologii na mózg nastolatka, więc każdy z nich będzie miał inne preferencje i inne zasady używania multimediów w domu. Nie ma też nic złego ani krzywdzącego dla dziecka, kiedy dorosły powie „myślałem o tym i postanowiłem, że…”.

Jak wpływa na dziecko ustalanie zasad przez dorosłych?

Dziecku oczywiście nie spodoba się ograniczenie – ważne wtedy, żeby mogło nazwać swoja frustrację, okazać swoje emocje, a rolą dojrzałego dorosłego jest przyjąć je, usłyszeć i nie oceniać. Zawierając „umowy”, odsuwamy jednocześnie emocje dziecka na bok – sprowadzamy rozmowę na poziom racjonalnej argumentacji i negocjacji, bo tak jest nam wygodniej. A przecież niezależnie od formy, w jakiej pojawia się ograniczenie dla dziecka, jego emocje są podobne: jest niezadowolone, rozżalone, rozzłoszczone.

Paradoksalnie trudniej może mu być to wyrazić — a nawet to rozpoznać! – kiedy wprowadzamy ograniczenie, zapraszając go do tego procesu: jednoczesne zgadzanie się i złoszczenie się na „decyzję”, którą się podjęło, nie mieści się naraz w emocjonalno-poznawczej przestrzeni dziecka. Dziecko w takiej sytuacji musi samo siebie przekonać, że chce tej umowy, że jej warunki mu odpowiadają i że wewnętrznie się na nie zgadza.

Z perspektywy emocjonalnej bardziej klarowna jest sytuacja, w której to dorosły sygnalizuje, że dostrzega problem i że postanawia go rozwiązać w sposób, który zmienia zachowanie dziecka — dziecko ma wtedy pełne prawo zaprotestować i wyrazić swoje emocje. Jest to spójne z pozycją dziecka w tej relacji: mama chce, żebym zrezygnował z czegoś dla mnie przyjemnego, a mnie się to nie podoba!

Życzliwość dla dziecka kluczem do egzekwowania i utrzymania zasad

Kompetencje relacyjne w edukacji Reklama książki
Kompetencje relacyjne w edukacji. Reklama najnowszej książki Jespera Juula

Niezależnie od tego, jak będziemy podejmować decyzje dotyczące ograniczeń w używaniu multimediów czy podziału obowiązków domowych, najważniejsze jest, żeby w sytuacjach, kiedy dziecko działa niezgodnie z naszymi oczekiwaniami, zachować życzliwość. Nawet jeśli się „umówiliśmy”, w sytuacji przekroczenia czasu możemy powiedzieć „hej, widzę, że trudno ci dotrzymać umowy, kiedy grasz w tak wciągającą grę, jednak już czas kończyć” lub „hej, zmywarka jest nierozładowana, a ja potrzebuję już pakować kolejne naczynia — opróżnij ją teraz”.

Jeśli trudno Ci przyjąć, że w takich sytuacjach można być życzliwym, przyznaj szczerze: jak często umawiałaś / umawiałeś się ze sobą na czas korzystania z komputera lub liczbę odcinków serialu, którą obejrzysz przed snem, a rzeczywistość odbiegała od tych ustaleń? Czy robisz tak dlatego, że jesteś niesłowna/y i nie można na tobie polegać?

* Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji

Autorka artykułu: Tamara Kasprzyk

Tamara Kasprzyk — psycholożka, trenerka i współzałożycielka Fundacji FamilyLab, mama dwójki dzieci. Wspiera dorosłych w budowaniu relacji z dziećmi opartych na wzajemnym szacunku i dojrzałym przywództwie dorosłych. Pracuje z dorosłymi, uznając, że dobrostan dziecka w rodzinie zależy przede wszystkim od jakości jego relacji z opiekunami. Prywatnie i zawodowo podąża w kierunku wyznaczanym przez wartości promowane przez FamilyLab — równą godność, integralność, autentyczność i odpowiedzialność osobistą.